Adam Smith nie zatwierdziłby wojen handlowych
Ostatnio zaczęto dyskutować o tym, co się stanie, gdy świat wejdzie w erę wojen handlowych, a jednym z najczęściej pojawiających się argumentów jest odniesienie do Adama Smitha. Humorystycznie można powiedzieć, że jeśli Smith się myli, to wszyscy staniemy się biedniejsi. Ale co takiego mógłby powiedzieć o współczesnych taryfach?
Smith w "Bogactwie narodów" wymienia sytuacje, w których można uzasadnić zarządzanie handlem. Są to: (1) kwestie związane z obronnością i (2) opodatkowanie importu na tym samym poziomie, co towary krajowe. W teorii, ograniczenia handlowe nie powinny być automatycznie potępiane, gdy są retaliacyjne lub wprowadzane w kontekście liberalizacji handlu. Ale co z taryfami ogłoszonymi w Ogrodzie Różanym?
Smith jasno określa, kiedy taryfy retaliacyjne są uzasadnione: gdy mają na celu zniesienie wysokich ceł w innych krajach. Niestety, ogłoszone taryfy nie były retaliacyjne — były oparte na deficycie handlowym, co według Smitha jest absurdalne. Warto przypomnieć, że Smith twierdził, iż zasady dotyczące bilansu handlowego są błędne, co nam przypomina, że nie każda decyzja ekonomiczna ma sens.
Zainicjowane taryfy nie tylko podnoszą ceny, ale także wprowadzają niepewność, co czyni inwestycje zagraniczne bardziej ryzykownymi. Efektem jest zmniejszenie globalnego rynku, co prowadzi do droższych wymian handlowych, które w normalnych warunkach mogłyby przynieść korzyści.
Centralnym punktem myśli Smitha jest podział pracy, który jest kluczem do wzbogacenia narodów. Im większy rynek, tym więcej możliwości współpracy. Jeśli taryfy ograniczają liczbę potencjalnych transakcji, to podważają fundamenty jego teorii. Możemy zadać pytanie: jeśli te taryfy nie uczynią nas biedniejszymi, to może Smith się mylił?
Podsumowując, Adam Smith z pewnością nie zatwierdziłby obecnych wojen handlowych. Jego zasady dotyczące handlu są zbyt ważne, by je ignorować. A jeśli się mylił, to pytanie, na co zwrócić uwagę w dzisiejszym świecie ekonomii? Cóż, być może lepiej sięgnąć po zdrową dawkę sceptycyzmu i więcej humoru w obliczu niepewności ekonomicznej.